Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/445

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się głośno raz jeszcze i śmiał się długo. Powiedział w końcu celem odparcia Matarhy.
— To wy nie wiecie? Wieczny Żyd obliczony dopiero za szesnaście lat.
Cwyłyniuk przerwał, surowo karcąc Matarhę:
— Nie wygłupiaj się człowiecze kiedyś bez żadnej wiedzy, to nie tak łatwo obliczyć, wychodzi, że za szesnaście albo siedemnaście lat.
Matarha rechotał zuchwale:
— Obliczone? Obliczone na tamte czasy, kiedy on nieszczęśnik uwijał się piechotą. A teraz? Siądzie sobie na parowóz czy na szifę, przyszumi i już jest tu. Przepadło!
Foka nie wiedział co czynić z sobą samym. Tak jakby dostał się do upiornej sieci pajęczej. Wykręty i łgarstwo ze wszystkich stron!
— Ludzie — wołał niemal w rozpaczy — czyście poszaleli? Wieczny Żyd na parowozie? Któż was tak napchał łgarstwem?
Tymczasem Giżycki chichocąc dziecinnie ratował Matarhę.
— A jakiż to ten Żyd?
Tego tylko potrzebował Matarha. Znów zmyślał i straszył, znów był ważny.
— Młodziaczku — mówił pobłażliwie — lepiej nie pytaj. Gdyby go kto nagle zobaczył, to nieszczęście od razu gotowe. A pytasz jaki on? Jak sto Żydów w kupie. Co mówię, tysiąc Żydów w kupie! Żydzisko straszne, kaprawymi oczyma wywraca, rękami młóci nieustannie, sam do siebie charkoce groźnie. Widać że przeklęty! I jeszcze rośnie, wciąż rośnie, słońce zasłania. Tfu, sczeźnij biedo!
Zabobonne splunięcia przelatywały przez kolibę: tfu, tfu, sczeźnij biedo!
Tomaszewski zachichotał przenikliwie, aby zachwiać Matarhę, lecz jego kumpany choć podśmiewali się także, zbytnio zaskoczeni byli coraz to nowymi pomysłami Matarhy i sami nie wiedzieli jeszcze jak go zatkać. Tymczasem Pańcio zerwał się z kąta i zakrzątał się. Matarha zaniepokoił się, a Pańcio, podbiegając ku watrze dziaukał napastliwie.
— Pa-parachodami czy pa-parowozami dawno Żyd przeleciał, frunął i sczezł. Ale to durnica! Nie takie elektryki, nie takie wozy-parowozy-ogniowozy-gromowozy na was nagalopują. Spopielą was na miejscu, ani się nie obejrzycie.
Matarha otworzył usta, nie zrozumiał, czy przeląkł się.