Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

piana sama. On to tylko, mój sokołyk, wojak jedyny, czarownik najpierwszy! Wszystkich cesarzów na ziemi się nie boi. —
I wtedy, jak przekazują, spotkały się oczy mandatora z oczyma żandarma Brnatzika i potem obaj spojrzeli znacząco na drzemiącego justicjariusza. Zaskrzypiało pióro groźnie, i po raz pierwszy pieśń Wasylukowa znalazła się na piśmie, w protokole justicjarnym. Zadowolone były władze, uśmiechał się z zadowolenia Sztefanko Wasyluk. A uważając, że porozumieli się, dodał w końcu:
— Wychodzi na mój rozum, mandatorio synku! Weźcie już raz tę berbeniczkę! nienaruszona stoi, calutka od pięciu lat. Dmytro o tym wiedzieć nie będzie, boby może był gniewny. Ale pan cesarz może się uraduje, że jego sługa, jasna mandatoria nie tylko kłopotami się hoduje ale i zarobek ma. I wy dajcież już pokój tym wymysłom, tym puszkarom-głodniakom z rozdziawionymi gębami. Niech tu już raz będzie spokój i zgoda. Będziem pobratymami — ja stary, już tu z wami, mandatoriami — a mój Dmytryk z panem cesarzem... A nie skąpcie się. Tym oto czeladnikom kapnijcie parę czerwonych... —
Sztefanko mówił te słowa w obecności justicjariusza i Kostja Brnatzika, wysłużonego żandarma, głównego hajduka katowni. Nie pozostawało zatem tymczasem nic innego mandatorowi, jak kazać odprowadzić starego Sztefanka do celi więziennej. Nie obchodzono się źle ze starym Wasylukiem, po kilku dniach wypuszczono go na wolność. Opryszki już krążyli w pobliżu Kut, widziano ich wszędzie naokoło. Miasto Kuty było w strachu, a załoga w ciągłym pogotowiu.
W tym samym czasie (nie wiadomo kto — mówiono, że widocznie jacyś nasłani przez mandatorię zabójcy) hen na Synyciach, niedaleko Doboszanek, podczas snu ubili Pełecha. Niektórzy już wtedy od razu mówili, że to ktoś ze swoich złakomił się na Pełechowe skarby, gdyż obcy nie mogli znać kryjówek Pełecha. Ale zdarzyło się tak, że puszkary od razu zabrali wszystkich pobratymów Pełechowych do katowni, a między nimi ulubionego przez Pełecha Pletienia. Zobaczył Dmytro — bo widoczne było — że puszkary już wszędzie się wciskają, że trzeba ich wypłoszyć i że należy pomścić obrazę Sztefanka i śmierć Pełecha.
Nim wrócił Sztefanko w góry, rozeszły się dziwnie groźne wieści po osiedlach i pośród pasterzy, wędrujących połoninami