Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dobosz nie pokazywał się na razie po wsiach. Może ukrywał się przed smolakami ze Stanisławowa, którzy po zabójstwie Diduszki zaroili się na płajach. A może chciał przeczekać aż uspokoją się wsie.
Wspominając Diduszka i jego dolę wiejscy ludzie także o jego słowa dbali więcej niż za życia gazdy. Oto jak ostrzegał: „Zaraza zbliża się od kiedy wałęsają się pustaki. Chudoba zmarnieje a nas obiecankami zaczną karmić ci i tamci zamiast bryndzy. I po cóż ci panowie do licha? Zamiast by naród chronili, pozwalają hulać pustakom, zbójom najgorszym, jeszcze ich w nagrodę na hajduków najmują.“



DZIADOWE ŚWIĘTO

Zbliżała się święta niedziela, czyli Zielone Świątki. Przygotowywał się chram w Krzyworówni. Cerkiew stała podówczas tam gdzie teraz, wysoko na lewym brzegu Czeremoszu, naprzeciwko północnego stoku Synyci. Właśnie niedawno zbudowano ją na miejscu starej kapliczki pośród cmentarza. Zatarty już dziś na ołtarzu napis głosi, że w roku 1743 poświęcił ją ks. Szeptycki, ówczesny metropolita „wsiej Rusi halickiej i kijowskiej“. Niedaleko zaś stamtąd był dawny dwór, na tym samym miejscu, gdzie teraz są ruiny późniejszego, nowszego dworu. Lecz w dworze od dawna nie było nikogo. Tylko Ilko, stary strzelec pański, mieszkał tam i pilnował obejścia. I nie było znów zbyt czego pilnować, bo co było zdatnego, dawno już zabrali opryszki. Lecz, że stary Ilko nikomu nigdy nic złego nie zrobił, że słynął jako strzelec na całe góry, a był przy tym człowiekiem szczerym, wesołym, rozmownym i gościnnym, nie czyniono mu żadnej krzywdy, nie wypędzano go z dworu. Przeciwnie, opryszki żyli z nim w pobratymstwie, a Dobosz nieraz był gościem Ilka. Może tam czasem siadywali i gwarzyli, gdzie teraz stoi stary modrzew, tak stary dla nas a jednak młody, bo go nie było za czasów Dobosza.
Święta Niedziela to święto zieloności, a także święto rojenia się, największego ruchu ludzi lasowych, święto zbierania i ściągania hufców junackich. Pieśń starowieku tak o tym głosi:

Ech, gdyby się rozwił buczek,
Choć dwie brzózki w bieli,
Poszlibyśmy — hej — w opryszki!
Tej świętej niedzieli.