Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Tarnowski - Czyściec Słowackiego.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zechce za drzwi się wynosić?
Czy mam go dwa razy prosić?
Śmiało! niech się Pan nie boi,
Czterech za drzwiami nie stoi.


Papkin chce się stawiać hardo
Gdy znienacka, z odległości,
Ozwie się groźnie i twardo
Głos, który go wprawia w mdłości.


Cześnik.

„Bo do czubków zamknąć każę!“


Usłyszawszy głos Cześnika
Papkin jak zmyty umyka,
Przy Erynnij wielkim gwarze,
Które wciąż nad Mickiewiczem
Wywijają swoim biczem.
Przyszłoby może do bitki,
Ale czyścowe przybytki
Zatrzęsły się od łoskotu.
Trzęsienia ziemi? czy grzmotu?
Nie. To siłą trzystu koni
Telefon dzwoni.
Wszyscy się zbiegają,
Uszy nadstawiają,
Gęby rozdziawiają
I czekają.


Telefon.

Onorate l’altissimo poeta!