Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Tarnowski - Chopin i Grottger.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
97
Artur Grottger.

12.
»Strasznie cierpiałem, wiele przebolałem, wreszcie ocknąłem się z mojego dumania. Bogu dziękuję, że to wszystko było tylko marzeniem o Wojnie i jej klęskach«.


Kto zna Wojnę, ten w tych krótkich opisach pozna odrazo wszystkie jej obrazy. A po tem, co autor sam o nich powiedział, lepiej po swojemu ich nie opowiadać. Możnaby unosić się nad pięknością losowania, nad tym młodzieńcem, który wyjdzie na bohatera historyi lub co najmniej poezyi: nad temi dziećmi, które tak patrzą i otwierają usta, jak młode ptaszęta kiedy czekając na matkę otwierają dzióbki i piszczą z głodu, nad temi kobietami, które im podają kawałek chleba, ostatni... możnaby powiedzieć, że na widok tych dwojga dzieci, świeżo, starannie ubranych, które wchodząc nieśmiało do pokoju zabitej matki, zastają coś, czego nie rozumieją, chciałoby się tak oczy zasłonić, jak je geniusz zasłania artyście, że te dwie postacie są pełne natchnienia i smutku, że przejmujący jest ten Pan Jezus na krzyżu, użyty za wieszadło dla karabinów i tornistrów; ale po co? Wiadome to jest, a po własnych tak pięknych, prawdziwie poetycznych słowach autora samego, wszelkie dodatki osłabiłyby tylko wrażenie. Jedne więc tylko pozwolimy sobie uwagę. Oto, wiele musiał myśleć, wiele musiał cierpieć, wiele musiał cierpień ludzkich zrozumieć i podzielić, człowiek, który taką Wojnę wymyślił i w takich ją scenach i figurach przedstawił.

»Jest to praca, która mi świat cały smutku i nieszczęść »otworzyła w wyobraźni — pisze on w jednym ze swoich listów — i dlatego przymusza mnie do nieprzerwanego rozpamiętywania«


To prawda: tam jest cały świat cierpień, i on musiał istotnie rozmyślać wiele, żeby go objąć i przedstawić. Filozo-