Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

od siódmego roku życia... wówczas już o tem marzyłam.
— Kłamiesz! — zarzuciła Sylwja. — Przed pół rokiem dopiero mówiłaś, że nie masz powołania na matkę.
— Tak powiadasz? Mówiłam to? — zdziwiła się Anetka zmieszana. — Ach tak, prawda. Jakże to wyjaśnić? Nie zmyślam mimo wszystko, chociaż dobrze pamiętam.
— Znam to! — potwierdziła Sylwja. — Czasem podczas napadu czułości wspominam, że pragnęłam tego od samego niemal przyjścia na świat...
Anetka uczyniła gest zniecierpliwienia.
— Nie rozumiesz wcale. Natura, jaką mam dziś, była tą samą zawsze, nie chciałam tylko przyznać się do tego przed czasem, bojąc się zawodu. Teraz... o, teraz czuję, że rzeczywistość przewyższyła oczekiwanie... Jestem skończoną sama w sobie i nie potrzebuję już niczego...
— Pożądając Rogera, czy Tullia, również nie chciałaś niczego więcej.
— Ach, całkiem nie rozumiesz!... Czyż to można porównywać... Kiedy kochałam (w znaczeniu, jakie ty przypisujesz temu słowu)... naówczas nie ja sama pożądałam, ale ulegałam jakiejś sile nieodpornej a obcej i nieraz modliłam się o wyzwolenie. Teraz zaś ten mój maleńki pospieszył mi na pomoc i ocalił w chwili, gdym cierpiała w więzach tej niedoli, którą zowią miłością. Drogi mój oswobodziciel!
Sylwja nie pojęła zgoła rozumowania siostry i zaczęła się śmiać. Nie potrzebował zresztą tego jej instynkt macierzyński, więc pogodziwszy się, zaczęły rozmawiać o małym nieznajomym (niewiadomo, męż-

13