Strona:Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dotrzymuje wiary ojcu i mnie? Tyle jest warte życie ojca dla pani? I tak pani jest zakochana w tym młodym panu, że depce pani względy niebezpieczeństwa, przyzwoitości, zwykłej ludzkiej ostrożności...
— Panna Huddlestone, — chciałem mu przerwać, ale on napadł na mnie brutalnie:
— Trzymaj pan język za zębami, mówię do tej panny.
— Ta panna, jak się wyrażasz, jest moją żoną, — rzekłem, żona zaś moja przysunęła się do mnie bliżej, potwierdziła więc me słowa.
— Czem twojem? Kłamiesz! — krzyknął.
— Northmour, — odparłem, — wszyscy wiemy, że masz zły charakter, a mnie twoje słowa najmniej mogą gniewać. Prócz tego, proponuję ci, abyś mówił ciszej, bo jestem przekonany, że nie jesteśmy sami.
Obejrzał się. Uwaga moja ochłodziła jego uniesienie. — Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytał.
Wymówiłem tylko jedno słowo: — Włosi.
Zaklął siarczyście i patrzył na nas.
P. Cassilis wie to wszystko, co i ja wiem, — rzekła moja żona.
— Chcę wiedzieć, wybuchnął, — skąd przyszedł djabeł Cassilis i co djabeł Cassilis tu robi. Mówicie, żeście po ślubie. W to ja nie wierzę, a gdyby tak było, ruchome piaski szybko dałyby wam rozwód. Cztery i pół minuty, Cassilis. Mam cmentarz prywatny dla mych przyjaciół.
— Ten Włoch, — odparłem, — ginął dłużej.
Spojrzał na mnie zaskoczony i poprosił, abym mu opowiedział, co wiem. — Masz zbyt wiele przewagi nademną, Cassilis, — dodał. Spełniłem jego prośbę. Słuchał, wydając okrzyki od czasu do czasu.