Przejdź do zawartości

Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na ścianach wisiały dobre obrazy, jak Utterson przypuszczał, podarki doktora Jekylla, który był niepospolitym znawcą, a dywany były wartościowe i w wytwornych kolorach. W chwili obecnej jednak pokoje zdradzały najwyraźniej, że niedawno w nich ktoś skwapliwie czynił jakieś przygotowania. Na podłodze bowiem były rozrzucone ubrania z wywróconemi kieszeniami, szuflady stały otwarte, zaś w kominku leżała kupa popiołu, jaka pozostaje po spaleniu licznych papierów. Z tego popiołu inspektor wygrzebał grzbiet zielonej książeczki czekowej, który oparł się ogniowi. Druga połowa laski znalazła się za drzwiami, a ponieważ ten corpus delicti potwierdzał podejrzenie, urzędnik policyjny był zadowolony. Wizyta w banku dopełniła jego satysfakcji, wykazała bowiem że morderca posiadał na swojem koncie kilka tysięcy funtów szterlingów.
— Może się pan zdać na mnie — rzekł do Uttersona — mam go już z wszelką pewnością w ręku. Musiał widocznie zupełnie głowę stracić, w przeciwnym bowiem razie nigdyby kija nie był zostawił, a na domiar wszystkiego jeszcze książeczki czekowej spalił. Prawda? Przecież potrzebny mu będzie teraz nervus rerum? Wystarczy nam tedy oczekiwać go w banku i przygotować list gończy.
Ale ta ostatnia sprawa nie była wcale tak łatwa,