Przejdź do zawartości

Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wa, warczało tam i wysilało się przybrać kształt i było w stanie w każdej słabszej chwili Jekylla lub kiedy on zasypiał, pokonać go i wymazać z życia. Jego strach przed szubienicą zmuszał go wciąż do czasowego popełniania samobójstwa, zmuszał go wracać do swej drugorzędnej roli, w której był tylko częścią składową a nie własną osobowością. Ale nienawidził tej konieczności, nienawidził małoduszności, w którą Jekyll popadł i był oburzony na niego za wstręt, z jakim teraz o nim myślał. Ztąd te małpie figle, które mi często płatał, smarując moim charakterem pisma bluźnierstwa w moich książkach, paląc listy mego ojca i niszcząc jego portret. Gdyby nie jego bojaźń śmierci, z wszelką pewnością byłby już dawno siebie samego w tym tylko celu zniszczył, by mnie wciągnąć w otchłań. Ale jego miłość do życia była wprost cudowna. Posunę się jednak jeszcze dalej: kiedy ja, u którego sama myśl o Hydem wywołuje mdłości i zimny pot, uprzytomnię sobie, jak bezgranicznie podle i gwałtownie on mnie się trzyma, kiedy stwierdzam raz po razie, jak on mnie się boi, ponieważ mógłbym przez samobójstwo moje się go pozbyć, w sercu mem budzi się jeszcze litość nad nim.
Jest bezcelowe i wobec strasznego braku czasu także niemożliwe, bym ten opis dalej jeszcze rozwijał. Jak długo ród ludzki istnieje, nikt jeszcze takich jak