Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

myślnością nowe, które chciałem w przyszłości popełnić. A przytem goniłem coraz szybciej i nadsłuchiwałem z natężeniem czy nie zbliżają się mściciele. Z pieśnią na ustach Hyde mieszał trunek i wypił go „na zdrowie zamordowanego“. A potem, zanim jeszcze minęły całkowicie szarpiące męki przeistoczenia, już Henry Jekyll leżał na kolanach ze łzami skruchy i wdzięczności w oczach i podniósł złożone do modlitwy ręce do Boga. Zasłona wtedy rozerwała się od góry do dołu, ujrzałem przed sobą cały mój żywot, śledziłem go od dni mego dzieciństwa, kiedym, trzymając ojca za rękę, chodził; po przez lata mej niezmordowanej pracy zawodowej, i wciąż, wciąż, znowu z uczuciem, że to wszystko nieprawda, doszedłem wkońcu do straszliwych zajść ostatniego wieczora. Chciałem głośno krzyczeć, łzami, modłami starałem się stłumić okropne obrazy i szmery, które mi moja pamięć w twarz rzucała, a po przez całą moją nędzotę wlepiał jednak grzech swoje potworne oko w moją duszę. Po pewnym czasie wszelako najgorsze udręki sumienia ustąpiły a ich miejsce zajęła niewytłumaczona radość. Teraz nareszcie rozstrzygniętą była kwestja, w jaki sposób mam nadal żyć. Odtąd wszak Hyde był już na zawsze niemożliwy; czy chciałem, czy nie chciałem, byłem teraz związany z lepszą częścią mego „ja“ Z jakąż roskoszą zdawałem sobie