Przejdź do zawartości

Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/498

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A tych druków owoc masz!
Będzie bredził późny wnuk,
Jak za matką Ojcze nasz,
Przenaturzy, przeklnie, złaje
Staroświeckie obyczaje,
Zarumieni twarz.


II.

Ot! mówicie w jeden głos:
Że brat szlachcic służby niósł,
Że w magnackim karmion dworze,
Swego zdania mieć nie może,
Że za lichy gruntu mórg,
Że za kufel, miedzi trzos
Swe sumienie dawał w borg,
Swój sejmowy przedał głos.
Jużci... jużci... jakoś tam
Były grzechy — ja to znam:
Służebnością ginął świat.
Zaściankowy podlał brat...
Ale nieraz mierny stan
Z panem zęby gryzł do dziąsł,
I niełatwo jasny pan
Zaściankową bracią trząsł:
Mimo hardej swej postaci.
Musiał w braci — uznać braci.
............


III.

Gdy nie wierzysz, zobacz sam:
Ja ci mały przykład dam.
Żył przed laty w gronie braciej
Stary żołnierz, Bardysz Maciej.
Świat splondrował wprost i wstecz,
Z mnogich wojen wrócił zdrów,
A na starość chrobry miecz
Już zawiesił u swych głów.
Włókę gruntu czynszem wziął,