Przejdź do zawartości

Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Płynie krew, pole trupami się ściele,
A wtem dziewica anielskiej postaci
Rękę przez Niemen podaje Jagielle;
Słychać organy, i mężowie w bieli
Z pięknem rycerstwem bratnio się objęli.
Wtem nowe widmo: wśród blasku oręży
Siedzą poważni państwa dostojnicy,
I w obrzędowej dalmatyce księżej,
W koronie, z berłem, na ojców stolicy
Siadł Zygmunt August z postawą młodzieńczą.
Wkoło tłum ludzi daleko, daleko;
Swoi coś gwarzą, a wrogowie klęczą,
A u stóp tronu płynie miód i mleko...
Ten piękny widok pobledniał i skonał.
Zniknęły tłumy, wrogowie, pancerni;
Na miejscu tronu stoi konfesyonał,
W nim siedzi postać obleczona w czerni,
Postać zbiedniona, pokorna i blada,
A Zygmunt Trzeci przed nią się spowiada...
I tak kolejno myśli mojej głowy
Na tysiąc sennych widziadeł się dzielą.
Wtem przeraźliwie ach! sen mój dziejowy
Rozproszył kogut, piejąc nad pościelą.
— Czas do roboty! — poznaję głos dziada.
Co zwykł mię budzić gdy godzina szara;
— Ksiądz definitor dawno już spowiada,
Czas do Mszy służyć — sen mara, Bóg wiara.

XII.
Biegły me dni jak w Niebie na takiej nauce,

Mniemałem, że już księdza nigdy nie porzucę;
Bo przeznać całą mądrość, którą starzec głosił,
A przejąć wszystkie cnoty, które w sercu nosił,
I za rok i za drugi to jeszcze niewiele.
Ojciec przychodził do nas prawie co Niedzielę,