Resztę zaś kratą liry zamykała
I wtedy była czy straszna? czy wzniosła?
Nie wiem; tak klatkę lwa, gdy z nim zadrżała,
Wydążasz forty zatrzasnąć podrywem;
A choćbyś sam był lwem, wiesz jedno: «żyw-em!»[1]
XV.
«Obyczaj — wolny jest od obrażenia
W czasie, gdy wszystkie, równe mają prawo.» —
Mówiła Zofia — «ja, dziś do jedzenia
Siadam,[2] a tobie, gdy chcesz, służę ławą
I jeźli zwyczaj masz, wieńcem bluszczowym» —[3]
Co Aleksandra syn słysząc: «Gotowym»
Odrzekł «czemkkolwiek darzy przyjąć od niej,
Mimo iż bluszcz mi skroni nie ochładza —
A róże? — może, bez wieńca swobodniej;
Może stosowniej — kwiat albowiem zdradza
Upadkiem —»
«To jest stary przesąd wschodni.»
Odrzekła Zofia, gdy głowy golone
Dwóch niewolników, ku niej pochylone,
Słuchały ciszej rzeczonych rozkazów,
Jak wyciosane kariatydy z głazów.
«Więc przyjmę lauru wieniec lub dębowy.
Pierwszy, ażebym z odkrytą był głową,
Jako ty jesteś — drugi, iżem głowy
Nie oddał treści słów twych piorunowej.» —
«Młodzieńcze!» Zofia na to mu odpowie
«Jesteś przyjemnym bardzo biesiadnikiem!
Rzecz coraz rzadsza, tak, iż w krótce, kto wie?
Może nie będziem jadać albo z nikiem.»