Że na świat patrzą kamiennem obliczem,
Że mrok bezgwiazdny dusze ich zalewa,
Że radość widmem jest dla nich zwodniczem;
I że nie wiedzą o czem słowik śpiewa,
I że na piękno brak im czułych oczu,
I że dni gorszych każdy się spodziewa..
Jeden — najbledszy — stanął na uboczu.
Głód mu w policzkach wyżłobił dwa doły;
Nie jadł, i topił wzrok w nieba przezroczu.
Czekał, czy z chlebem nic zejdą anioły -
Potem zaczerpnął w dłoń z konchy trytona,
I pił i świstał i chciał być wesoły...
Aż nagłe, twarz mu zastygła, schmurzona,
I jad0witą przeszył wzroku strzałą
Pałac i kwiaty i posągów łona —
A pod tym wzrokiem wszystko pociemniało.
Gdzie wód błękitność i słońca pozłota?
Gdzie wonnych kwiatów kobierce jaskrawe?
Gdzie gąszcz, co barwą szmaragdu migota?