Przejdź do zawartości

Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
„MAJĄ OCZY — NE WIDZĄ“...


Kiedy się budzę, słyszę tuż nad głową
Świergoczącego poza oknem ptaka;
Coś on rytmiczną skanduje mi mową,
Ale mu mistrzem musiał być ksiądz Baka,
Bo wciąż na nutę jednostajną ćwierka —
Jednak w tej nucie tkwi duszy iskierka.

Ja tę iskierkę czuję, i płomieniem
Radbym ją zrobić, by pokazać światu;
Bo mowę ptasią świat zowie złudzeniem.
Śmieje się także z wonnej mowy kwiatu —
Ale ja wierzę, iż świat racji nie ma,
I że przyroda nie jest — głuchoniema.

Wydrwił mię mędrek, gdym śmiało napisał
Że ptak się modli i że drzewo kocha...
Jam przecie tego z palca nie wysysał
Ani mi muza doradziła płocha.
Bym cudownością słuchaczów olśniewał —
To powtórzyłem, co mi ptak wyśpiewał

I co mi drzewa wyszumiały liście. —
Zdawna już duch mój ze smutkiem docieka,
Skąd tak szalone wzięły się zawiście
Między przyrody duszą i człowieka?
I czemu obie tak zaślepły w gniewie,
Że o istnieniu jednej druga nie wie?