Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
DWA GŁOSY.


Stał, jak cyklop, przedemną bladym, wątłym, cichym.
Fabryczne piekło przy nas dzikim chórem grzmiało,
A metal, prągając ludzkim cieniom lichym,
Z czarnej gardzieli pieców buchał lawą białą.

Stał, jak cyklop, i mówił wstrząsając prawicą:

— Oto nasze zapasy! oto dzieła nasze!
My przed lndźmi nie kwilim, jak zranione ptaszę,
Ani ich olśniewamy rymów błyskawicą;
Purpura nas nie zdobi, ni wawrzynu liście,
Na skroń wzięliśmy tylko blade perły potu,
A pieśń nasza z żelaza, płonąca ogniście,
Grzmi, jak piorun, skandówką fabrycznego młotu.—
Gdy dla was ma przyroda tylko słodkie czary,
Tylko dźwięki płynące melodyjną strligą,
Myśmy się z nią, jak chłopy, ujęli za bary,
I w twarde jarzmo wprzągłszy, uczynili sługą.