Przejdź do zawartości

Strona:Pietro Aretino - Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
JA,
SIGNORA NANNA,
WIELBICIELKA MESSERA MACO,
DZIĘKI DJABŁU, KTÓRY GO OPĘTAŁ,
OTRZYMAŁAM W NAGRODĘ ZA SWĄ MIŁOŚĆ OKROPNĄ BLIZNĘ.
Z NIEJ WYLECZYŁA MNIE MADONNA,
KTÓREJ JA
TEN ŚLUBOWANY OBRAZ POŚWIĘCAM!

PIPPA: Ha, ha, ha!!
NANNA: Kiedy przeczytał historję swego mordu, zbladł jak kacerz, wiedziony na plac kaźni, gdzie kat kijami z niego djabła wypędza. Z wściekłości mało co ze skóry nie wyskoczył i obsypał mnie potem kosztownymi podarunkami, abym tylko zechciała zetrzeć jego imię z wotywnego obrazu.
PIPPA: Ha, ha, ha!!
NANNA: No, a teraz epilog. Ten hycel musiał mi dać także pieniądze na ślubowaną pielgrzymkę do Loretto. Nie dość na tem; kiedy oświadczyłam, że do Loretto wędrować nie będę, sam wykupił dla mnie odpust u papieża.
PIPPA: Czyż to możliwe, żeby ten głuptas do końca nie spostrzegł się, iż nie masz żadnej szramy na twarzy?
NANNA: Zaraz ci to wyjaśnię. Wzięłam jakiś przedmiot podobny do noża i przywiązałam go mocno na całą noc do policzka. Dopiero na drugi