Przejdź do zawartości

Strona:Pietro Aretino - Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jest ich nieuleczalną chorobą, zawstydzał mnie nieco!
Żeglarze gromadzą wielkie skarby, ale za to muszą na galerach jeździć razem z katalońskimi marynarzami, narażają się na niebezpieczeństwo dostania się do rąk tureckich, albo do rąk Barbarossy[1], jadają chleb z robakami, piją ocet i wino i znoszą dużo innych przykrych rzeczy! A jeśli taki żeglarz po to tylko, aby towar sprzedać, nie zważa na wiatr, deszcz i zmęczenie, cóż, azali kurtyzana nie pogodzi się ze smrodem nędznego żydowina?
PIPPA: Śliczne porównania robicie! Co jednak powiedzą moi przyjaciele, jeśli się z takim śmierdziuchem zadam?
NANNA: Co mają powiedzieć, skoro o niczem wiedzieć nie będą!
PIPPA: Czyżby?
NANNA: Jeśli im sama nie powiesz, nic się nie dowiedzą. Żyd cicho będzie siedział, jak mysz pod miotłą, aby mu gnatów nie połamali!
PIPPA: Chyba, że tak!

NANNA: Teraz przypuśćmy, że ugaszczasz w swym alkierzu wrzaskliwego, florenckiego fanfarona. Z tym obchodź się uprzejmie, albowiem Florentczyk poza Florencją, z respektu przed miejscem, gdzie się znajduje, szczać nie ma odwagi, choćby miał pęcherz nie wiem jak pełny!

  1. Kapitan statków sułtańskich.