Strona:Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W imię Tego, który ciebie
Przysłał mi w pomoc w potrzebie,
Wzywam cię, gdy tak przyrzeka,
Puść wolno tego człowieka!

ESKARPIN.

Otoż to rozkaz wyborny.
Lew jak baranek pokorny
Schylił czoło ku jej nodze,
Wlokąc grzywę po podłodze,
Jakby najłaskawsze zwierze
Łasząc się, stopy jej liże.

DARJA.

Czyż większy dowód być może
Twojej istności, o Boże!
Potęgą Twego imienia
Pycha w pokorę się zmienia!
Dziwna jak ten lew pogląda...
Rzekłby kto, że mówić żąda!
Groźny ten mocarz pustyni
Wyraźnie mi znaki czyni,
Bym szła za nim — a więc w drogę!
Tobie śmiało ufać mogę.
Wszak tyś jeden mię zasłonił,
Tyś mię od hańby obronił.
Czegóż nie dokaże siła,
Co miłością śmierć zwalczyła!

(odchodzi za lwem.)