Przejdź do zawartości

Strona:Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
KLAUDJUSZ.

Nikt tego zgadnąć nie umi,
Bo sam w sobie wszystko tłumi,
I ledwie tylko czasami
Coś przebąknie półsłówkami.

ESKARPIN.

Źle robi; — sam winien, sobie,
Kiedy niechce odpowiadać,
Bo w każdej zgoła chorobie
Trzeba wszystko jasno gadać.
Bolał ząb pewnego człeka.
Posyła w takiej niedoli
Po golarza; — ten nie zwleka
I pyta: „któryż to boli?“
A ów z mądra i niedbale:
„Przedostatni,“ odpowiada.
Więc doktór bierze narzędzie,
Co prędzej w gębę mu wkłada,
Lecz w stylu nie biegły wcale,
Rwie mu ząb ostatni w rzędzie.
Dopieroż bolem zbudzony
Zrywa się język skrwawiony:
„Doktorze! woła w niedoli,
Ten zdrów! to nie ten mię boli!“
Doktór tłumaczy się z błędu:
„Jakto? wszak ostatni z rzędu?“