Przejdź do zawartości

Strona:Paul de Kock - Dom biały tom II.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
162

dwudziestu pięciu; i uczę ich wszystkiego!... kiedy z rąk moich wyjdą, wszystkich przekonywają, gromią, zwyciężają siłą loiki!... Sztuki piękne, filozofiją, fizykę, filologiją, chemiją, matematykę, języki umarłe, żyjące, kaligrafiją i t. d. wykładam uczniom moim za sześć franków na miesiąc!
— «Tak jak darmo!» odzywa się Alfred.
— «Sam pan miarkujesz?... No! a te Auwernijaki, wolą dzieciom dozwalać gnić w ospalstwie, lenistwie i zwierzęcej niewiadomości, jak posyłać ich do mojej szkółki!.. ô tempora! ô mores!
— «A w Sę’t'Aman — jakież przecie towarzystwo?» pyta Robino.
— «Panie Rosz-Nuar, w Sę’t’Aman jak wszędzie są ludzie bardzo dobrzy i mili, są i oryginały; targ odprawia się co sobotę, na wino, konopie, papiér, séry...