Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Teraz kobieta zaczęła wyć głosem pośrednim pomiędzy skargą a wściekłością. Zdawało się, że ma ochotę rzucić się na mordercę.
Sługa sądowy powstrzymał ją.
Moung Dammo siedział zamyślony. Zdawało się, że rozważa całą sprawę. Nakoniec powiedział:
— Człowieku, dobrze jest dla ciebie i tu i tam, że się do wszystkiego przyznajesz. Oddaj atoli obecnie całą cześć prawdzie. Jeżeli skłamiesz, okłamiesz siebie samego, nie nas. Przyznaj się, ze ukradłeś te dwieście piętnaście rupji.
— Panie — zawołał oskarżony gwałtownie na prochy mojej matki! jeszcze ziarnka ryżu w życiu swem nie ukradłem. Widzę wszystko tak wyraźnie, jakby to było dzisiaj. Był to ktoś z tego kraju, ale jakiś wielki pan. Szedł z podniesioną głową. Nie wiedziałem, czy opłaci się prosić go o jałmużnę. Zdaje mi się, że szedł ze szkoły obok świątyni chińskiej.
Moung Dammo żachnął się. Oko jego, które cały czas było wlepione w oskarżonego, zmieniło wyraz, tak jakby się skierowało na jakiś przedmiot w najbliższej odległości. Coś tajemniczego zdawało się z niego na tego drugiego