Przejdź do zawartości

Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

klęską dla narodu. Dotąd go miłość króla ochroniła, ale teraz przyszedł czas zrzucenia go ze szczytu potęgi. Temu kilka dni przysiągł Władysławowi, że nie nie wie o Hannie, a kiedy się ojciec przekona, że przeniewiercę i krzywoprzysięscę ma za syna, odepchnie go od łona, w czem twój najniższy sługa teraz mówiący do ciebie, najjaśniejszy książe, będzie ci się starał dopomódz.
— Nie potrzebuję wcale tego — przerwał Mieczysław. — Nie przystoi mi cichemi podszepty, zdradnemi słówkami, oburzać serce mego stryja na syna, choć ten syn całego mego gniewu jest godzien. W otwartych szrankach się spotkamy, ale nigdy nie zezwolę na ukryte drogi, na ciemne ścieżki, któremi chcesz mnie prowadzić; ale mów dalej, mów, jednejbym tylko pragnął rzeczy, żeby można Zbigniewa o zbrodnię zupełnie przekonać, a wtenczas śmierć mnie lub jemu.
— Tego chcesz — rzekł Skarbimir — nie łatwiejszego; tylko króla poproście, by zwołał swoich panów radnych i urzędników do tronowej sali; tam niech na księdze świętej poprzysięgnie ścigać zdrajcę, niech każe przejrzeć wszystkie domy w Płocku, a odkryje się zbrodnia.
— Na to się zgadzamy — odparł Mieczysław wraz z Wszeborem.
— Ale byłoby lepiej — ciągnął dalej Skarbimir — najprzód królowi zdaleka dać poznać, że Zbigniew należy do tej sprawy. Potem coraz bardziej zbliżać się do celu, powoli niszczyć w jego sercu miłość ku synowi, a nakoniec odkryciem wszystkiego zupełnie ją wyrugować. Potrafiłbym to uczynić, bo moje poświęcenie się dla ciebie, panie, jest bez granic.
— Milcz z takiemi zamiary — krzyknął Mieczysław; — syn Bolesława Śmiałego otwartą drogą idzie, nikogo na świecie się nie boi, zawady nie zdradą, ale dzielną przełamuje ręką, wrogów nie tajnemi spo-