Przejdź do zawartości

Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Chór.

Wciąż się łudzisz marą!
A nasze oczy widzą co widziały —
Ten pokój, lampą wpółoświecon cały;
Fortepian — stolik — po ścianach broń starą,
A pod tem oknem ten splot róż co wzrasta
Z tych donic kilku — wreszcie piec — i basta!

Głos umierającego.

Prawda, że wszystkiem dotrzymałaś wiary!
Póki na ziemi — kochałaś do zgonu, —
A teraz z góry aż z pod Boga tronu —
Przez zagrobowe wróciłaś bezmiary,
I czekasz na mnie — i stoisz przedemną —
By mnie wprowadzić w noc grobu tajemną!
Prawda, o siostro! a to wszystko na nic. —
Słuchaj — niech raczej w tę otchłań bez granic
Spadam bez ciebie — niech bez twej opieki
Tam błądzić muszę — może błądzić wieki —
A w zamian żądaj, by im się twa postać
Ukazać mogła i słowo twe zostać
Z nimi wszystkimi. — Spiesz się — wszak cierpienie
Me widzisz! spiesz się, ja woli nie zmienię!
Nie mem mi moje zbawieniem zbawienie,
Lecz ich i Polski. Było zostać raczej
Gdzieś była, Siostro — bo pomódz inaczej
Mnie ty nie zdołasz. — Krótka nasza radość,
Jeśli mej prośbie nie uczynisz zadość!
W jaki bądź zaświat odejdziem oboje,
Ścigać mnie będą zgryzot niepokoje,
Żem już gdzieś z tobą schroniony i żywy
A kraj mój Polski dotąd nieszczęśliwy;
A oni wszyscy wciąż w kłótni i w błędzie!
I choćby w Niebie — źle mi w Niebie będzie!
I będę gorzki — i będę okrutny —
I ty choć anioł, będziesz anioł smutny;
Aż patrząc na mnie krzykniesz: „Nieszczęśliwam!“