Przejdź do zawartości

Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/380

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tobie się ten zaszczyt należy, pułkowniku, tobie cesarz go przeznaczył, a wkrótce stopień jenerała...
— Stój, Butlerze — krzyknął piorunnym głosem Leslie, — stój, nie dla złotego runa, nie dla Ferdynanda moja ręka wzniesie się na Wallensteina. Śmierć jego najlepszą dla mnie będzie nagrodą. Zemsta mi nakazuje zabić księcia Frydlandzkiego, nie chcę ani złota ani zaszczytów. Nie dla złota błąkałem się tyle lat, nie dla złota zniosłem burze morza i spiekłe wschodu słońca, nie dla złota bezsenne pędziłem noce, myśląc o zgonie wroga, nie dla złota daleko od ojczyzny w rozpaczy młode strawiłem lata. Wy nie wiecie, co to znaczy zemsta. Was złoto, was zaszczyty, was skarby poruszają. Mnie nic prócz zemsty nie wzrusza; wre ona w mojem sercu. Po śmierci Wallensteina wszystko mi jedno, czy zginę, czy na najświetniejszym tronie zasiędę.
To mówiąc, porwał za łańcuch ofiarowany przez Butlera, rzucił go pod stopy i zdeptał.
— Gardzę tobą, gardzę cesarzem, który cię przysłał, gardzę wami, gardzę światem. Tym jednym nie gardzę — i uderzył o rękojeść miecza, — bo w tym jedyna moja nadzieja.
Wyrzekłszy te słowa, wyszedł z chaty.
— On szalony! — krzyknęli wszyscy.
— Tem lepiej — ozwał się Butler, — kto szalony, nie trwoży się, stojąc nad przepaścią. Ale, bracia, pamiętajcie dobrze nagotować szable, bo jutro nie tylko Wallensteina krew popłynie. A teraz wracajmy do Egry.
To mówiąc, wyszedł z chaty a za nim inni. Wkrótce tętent ich koni szum wiatru przygłuszył.