Przejdź do zawartości

Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A tych odegnać od wolności kraju —
W miarę jak biegną z tej lub owej strony,
On ich zatrzyma i, skuwszy ich pęta,
Pierś im rozedrze żelaznemi szpony,
I głowę ścina. — Każda głowa ścięta
Nie idzie zasnąć pod ziemię, do trumny,
Lecz węgłem nowej stanie się kolumny
Lub cegłą więcej na arkad sklepienie!
Codzień przybywa tych żywych kamieni,
Piętro po piętrze wyrasta w przestrzenie
I wśród błękitu zdala się czerwieni —
Trupie filary coraz wyżej lecą,
Błyski bagnetów coraz górniej świecą,
I tak się w Niebo brama ta podnosi,
Co krwią mych braci moją ziemię rosi. —
A na jej czole z suchych ludzkich kości
Wyryty napis co dzień ogromnieje,
Co dzień się groźniej nad światem czernieje
Przestrogą światu: „Tu próg spokojności“. —
Śpiewajże teraz, o poeto młody!
Ty synu światła — kochanku swobody!
Ty gwiazdą ducha na czole znaczony.
Powstańże teraz i bądź mi natchniony!
Patrz na tę bramę — czy wiesz co ci wróży!
Tam cel twej drogi, tam koniec podróży!
Bo Jeśli w piersiach myśli tej nie zdusisz,
Co wiecznych skrzydeł od ciebie wygląda
I śpiewną prośbą twojej zguby żąda,
W tej bramie kiedyś ty gardło dać musisz!
A gdybyś z podłej przed losem bojaźni
Stłumił tę iskrę, co w duszy ci płonie,
Nie ręka śmierci, ale piętno kaźni
Jak robak stoczy twe wywiędłe skronie!
W przepaści serca pieśni twe wstrzymane
Zeżrą ci serce, jak jady rozlane,
I choć żyć będziesz pośród żywych ludzi,
Choć nieść otwarte przed słońcem powieki,