Przejdź do zawartości

Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Irydion.

W tę stronę ku naszym cmentarzom, ku Eloimowi. — Ach, trwoga pomieszała rozumy wasze!

Symeon.

Odparła mnie opoka i jednym rzutem runąłem do stóp twoich.

Irydion.

Oprzej się na mnie — ten głaz dotąd nie zadrżał ni razu.

Symeon.

Gdzie ci, którzy szli za mną?

Irydion.

Zniknęli. — Nocy takiej nie widziałem nigdy — z tysiąca pochodni ledwo gdzie jeszcze tli się gwiazda jaka.

Symeon.

Zgasła ta na którąś patrzał — Ach! i tamta i tamta!

Pomieszane głosy.

Odpuść nam winy nasze — w godzinę śmierci błagamy Cię, Panie!

Symeon.

Wyciągnij ramię — zawieś pochodnię nad tem morzem cieniów.

Irydion.

Daremno.

Symeon.

Słyszałeś łoskot co przydusił głosy starców?

Irydion.

Tam odzywają się żyjący — do mnie!

Symeon.

Ale ci, którzy Pana tu błagali przed chwilą!