Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
(Przebudza się).

Gdzież jestem! — ha! przy żonie, to moja żona —

(Wpatruje się w żonę.)

Sądziłem, że to ty jesteś marzeniem mojem, a otóż po długiej przerwie, wróciło ono i rożnem jest od ciebie. — Ty dobra i miła, ale tamta... Boże co widzę — na jawie.

Dziewica.

Zdradziłeś mnie.

(Znika).
Mąż.

Przeklęta niech będzie chwila, w której pojąłem kobietę, w której opuściłem kochankę lat młodych, myśl myśli moich, duszę duszy mojej...

Żona (przebudza się.)

Co się stało — czy już dzień — czy powóz zaszedł? — wszak mamy jechać dzisiaj po różne sprawunki.

Mąż.

Noc głucha — śpij — śpij głęboko.

Żona.

Możeś zasłabł nagle, mój drogi, wstanę i dam ci eteru.

Mąż.

Zaśnij.

Żona.

Powiedz mi, drogi, co masz, bo głos twój niezwyczajny i gorączką nabiegły ci jagody.

Mąż (zrywając się).)

Świeżego powietrza mi trzeba — zostań się — przez Boga nie chodź za mną — nie wstawaj, powiadam ci raz jeszcze.

(Wychodzi).