Przejdź do zawartości

Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szą — spyszniało — chce samem sobą żyć! — porosło w sto głów, w sto koron — Król tu i owdzie!... Król wszędzie — imię Europy, to król!
Podwalinami ich tronów, głowy bohaterskie, ścięte — i każden z tych bogów ziemskich zapomniał o niebieskim, że wszechobecny — a że córką jego ludzkość! — a że jej synami narodowie — a że syny ku matce iść muszą aż ją odnajdą i u stóp jej poleżą w radości! O narody, o wy światła na ziemi, gaśniecie! gaśniecie! Ze zwłok waszych marne zlepiają się mocarstwa — trupy ruszane iskrą galwaniczną rządów!
I wszędzie gwałt — i wszędzie mus i wszędzie bunt!

Chór daleki.

Patrzcie i zważajcie! — Od krzyża na którym skonał Pan, piekielniejszej zbrodni i rzewniejszej męki nie było na planecie tym! Tam Bóg zamordowan w człowieku — tu ludzkość w narodzie! Ale ufajcie, bo nieskończoną zbrodnią odkupić musi nieskończone dobro. Z męki bez granic w Jednym, wstać musi życie bez miary, we wszystkich!

Młodzieniec.

Na Boga! na Boga! Zewsząd, z góry, z dołu, z boków wytryskują lampy i wieszają się po ścianach — wszędzie czarne obicia, przesłony, srebrne orły wszędzie — i zgiełk sztandarów karmazynowych — i kiry przejrzyste latające w powietrzu. Czyjże to pogrzeb! czy wszystkich na świecie tym?

Aligier.

Zaprawdę że człowieczeństwa.

Młodzieniec.

I rozstąpiła się ziemia — i wznosi się z przepaści katafalk; — jakiż wysoki — wielki — a zakryte na nim ciało!