Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Trzydzieści pistolów.
— Nie, trzydzieści pięć.
Kozioł odszedł, nie zatrzymany przez wieśniaczkę. Podszedł do swoich kobiet, powiedział im, że baba nic ustąpić nie chce i że trzeba zacząć targować drugą krowę. Wszyscy razem stanęli przed dużą, czarną krową, którą owa ładna dziewczyna przyprowadziła na sprzedaż i za którą żądała trzysta franków. Kozioł dziwił się głoś no tak umiarkowanej cenie, zachwycał się krową, lecz po chwili znów wrócił do pierwszej wieśniaczki:
— Tak więc stanowczo, nie wam się moje pieniądze dostać mają?
— Ha! gdybym mogła wam ustąpić, ale Bóg świadkiem, że nie mogę... Wierzcie mi, że nie żądam za wiele.
I nachyliwszy się, ujęła krowę za wymię:
— Patrzcie tylko, jakie to śliczne!
Ale Kozioł zgodzić się nie chciał i raz jeszcze powtórzył:
— Trzydzieści pistolów.
— Nie, trzydzieści pięć.
Zdawało się, że nic już nie zdoła zwalczyć oporu wieśniaczki. Kozioł wziął Jana pod rękę i odszedł z nim, aby dać jej poznać, że uważa interes za zerwany. Kobiety zaczęły namawiać go do ustępstw, tłomacząc, że krowa warta trzysta pięćdziesiąt franków.