Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na, jakby wałem, który dosięgał jej już do kolan. Stóg wznosił się na dwa metry wysokości tak, że Jan i Palmyra musieli jej podawać siano na widłach, Robota szła ochoczo: podnieceni przyjemną pogodą i miłym zapachem siana, żartowali i śmieli się wesoło. Franciszka zsunęła chustkę z głowy i śmiała się jak waryatka, stojąc na ruchomym stosie, w którym tonęła po kolana. Wiatr rozwiewał jej włosy pełne siana i suchych kwiatów. Nagiemi rękoma ubijała siano, każda wiązka rzucana z dołu obsypywała ją deszczem gałązek, chowała się w sianie i znów wychylała głowę z głośnym śmiechem.
— Och! och! coś łazi po mnie!
— Gdzie znowu?
— Tu, wysoko.
— To pewnie pająk, nie bój się, ściśnij dobrze nogi.
I znów wybuchły śmiechy i tłuste żarty, które ich bawiły niesłychanie.
Delhomme, stojąc w pobliżu, usłyszał ten hałas, odwrócił głowę, nie przestając kosić. Nie wiele widocznie warta robota tej dziewczyny, kiedy dokazuje bez przerwy. Strasznie teraz zepsute dziewczęta, pracują tylko dla zabawki! Machnął ręką i kosił dalej: pokosy słały się rzędem u stóp jego, kosa zostawiała po za sobą, jakby zieloną brózdę na łące. Słońce zniżyło się na winokręgu, ilość kosiarzy zwiększyła się