Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nigdy jeszcze nie występowała tak stanowczo przeciw mężowi, który spojrzał na nią ze zdziwieniem:
— Rozpuściłaś zanadto język, stara babo!... Przyznaję, że mi dobrze na świecie, ale nikomu skrzywdzić się nie pozwolę.
Złajana kobieta zgarbiła się znowu i zamilkła; stary dojadał tymczasem chleb, żując powoli ostatni kąsek dla zabicia czasu.
— Przyszłam tu — odezwała się znowu Liza — aby się od was dowiedzieć, co Kozioł myśli zrobić ze mną i z dzieckiem. Czekałam dotąd cierpliwie, czas wreszcie zdecydować się stanowczo.
Oboje starzy nie odpowiedzieli ani słowa. Wtedy Liza zwróciła się wprost do wuja:
— Widzieliście się z nim, musiał pewnie coś mówić o mnie... Powiedźcie mi więc, co gadał?
— Nic, słowa nawet o tobie nie pisnął... Zresztą co tu gadać o tem? Proboszcz męczy mnie ciągle, abym się wdał w tę sprawę, jak gdyby możliwem było zrobić cokolwiek, póki chłopiec nie przyjmie swego udziału!
Liza miotana niepewnością, zamyśliła się:
— Czy myślicie, że on przyjmie go wreszcie?
— To bardzo możliwe.
— I ożeni się wtedy ze mną?
— Tak mi się zdaje.
— Radzicie mi zatem czekać?