Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kami i mahoniowemi meblami. Jakóbka, pomimo, że z dniem każdym zyskiwała więcej przewagi, napotykała zawsze opór stanowczy, ilekroć próbowała zająć dla siebie pokój zmarłej jego żony, pokój małżeński, do którego Hourdequin bronił jej przystępu przez poszanowanie dla nieboszczki. Bolało ją to wielce, rozumiała bowiem, że poty nie będzie prawdziwą panią tego domu, póki nie będzie sypiać na starem dębowem łożu przysłoniętem czerwonemi kotarami.
Równo ze świtem Jakóbka obudziła się i otworzywszy oczy, leżała na wznak, obok niej Hourdequin spał jeszcze. Gorący jego oddech podniecał zmysły dziewczyny, ogień gorączki palił się w jej oczach, dreszcz żądzy wstrząsał jej ciałem. Wahała się chwilę, wreszcie zdecydowawszy się, prześliznęła się na drugą stronę łóżka tak lekko i zręcznie, że Hourdequin nie poczuł nawet je ciężaru i cichutko, rękoma drżącemi od żądzy namiętnej zarzuciła na siebie spódnicę. Wtem potrąciła nogą krzesło a na hałas ten Hourdequin otworzył oczy:
— Co ubierasz się już?... Gdzież idziesz?
— Idę dopilnować pieczenia chleba, boję się, żeby dziewki nie włożyły ciasta w piec za gorący.
Jakkolwiek zdziwiony tą gorliwością, Hourdequin ziewnął szeroko i zasnął po raz drugi. Ale niepokój dręczył go przez sen nawet. Dziwny pomysł! Zkąd jej przyszła ochota pilnować wy-