Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi przyszłości, gdyby się jej oddało starsze małżeństwo, złączone miłością ciała i ducha!
Marek spełniał swoje powołanie tak samo, jak to czynił przez piętnaście lat w Maillebois. Tu klasa była raniej liczna i środki słabsze. Przyjemnie mu jednak było działać niby w rodzinie, zacieśniony wpływ jego stawał się przez to bezpośredniejszy i nieustanny. Co znaczyła mała ilość uczniów, jakieś trzydzieści chłopców, których kierował na ludzi! Dostatecznie byłoby, aby we wszystkich małych gminach całej Fracyi nauczyciele szli za jego przykładem, aby dwudziestu chociaż ludzi rozumnych i sprawiedliwych dali narodowi, a stałby się cały wyzwolonym i sprawiedliwym, — obrońcą wolności powszechnej. Wielkiem szczęściem dla Marka była zupełna prawie swoboda, jaką mu zostawiał nowy inspektor elementarny, Mauroy, przyjaciel Le Barazer’a, który mu powierzył to stanowisko, opatrzywszy go specyalnemi, tajnemi poleceniami. Gmina była niewielka, bez zwracania więc uwagi mógł Marek postępować wedle swojej woli i stosować swoje metodę bez przeszkód. Zaraz zatem pousuwał wszelkie emblematy zewnętrzne, wszelkie obrazki, książki i kajety, gdzie była przedstawiona apoteoza sił nadprzyrodzonych, lub gdzie wojna, rzeź i pożar dawane były jako ideał potęgi i piękna. Uważał za zbrodnię zatruwać w ten sposób umysł dziecka, niepo-