Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/668

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pani Felicya wybuchnęła spazmatycznym płaczem, doktór zaś dodał:
— Nie będę przed panią ukrywał prawdy. Życie jej niebawem zgaśnie. Od jakiegoś czasu już przewidywałem, że tak być musi. Biedna pani Mouret miała zaatakowane obadwa płuca. Prócz suchot trawiła ją choroba nerwów.
Usiadł, a pomimo słów wypowiadanych, łagodny, zwykły mu uśmiech okrążał jego usta; doktór Porquier nawet względem śmierci był człowiekiem grzecznym, dobrze wychowanym.
— Niech droga pani zechce się uspokoić rzekł znów do Felicyi. — Rozpacz pani ile może podziałać na własne jej zdrowie. Oczekująca nas katastrofa była nieuaiknioną i jakakolwiekbądź okoliczność mogła ją przyśpieszyć, uczynić natychmiastową. Pani Mouret musiała mieć skłonność do kaszlu, będąc jeszcze dzieckiem?... Wszak tak?.. Mam przekonanie, że choroba podkopywała jej organizm od lat wielu... Lecz była przyczajona... nie znajdowała okazyi do gwałtownego wybuchu... dopiero od lat trzech symptomaty zarysowały się zagrażająco... postępując szybko, trwożąc nas wszystkich... Szkoda tej świętej kobiety... jak ona wzruszająco była pobożną! Rzecby można, że przeczuwała przedwczesny swój zgon i przygotowywała się, by zejść świątobliwie z tego świata. Cóż począć!... Wyroki Opatrzności są niezbadane i wiedza musi przed nimi uchylić czoła...