Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/629

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czas mojej nieobecności?... Kupiłem od niego partyę wina mocnego gatunku, dla zaprawy. Będę musiał zobaczyć go jak najrychlej, bo na ciebie nie bardzo można liczyć... zawsze o wszystkiem zapominasz.
Śmiał się, patrząc na żonę i pieszczotliwie groził jej palcem. Nie czekając odpowiedzi, mówił z dawną gadatliwością:
— Mam przekonanie, że zastanę w domu nieład. Bo wy wszyscy nie odznaczacie się porządkiem. Z pewnością, że narzędzia ogrodnicze często leżąc niezebrane z ziemi, musiały pordzewieć. A szafy?... Czyje teraz zamykasz?... Pewnie nie... bo taki już twój zwyczaj... Róży też nikt nie pilnuje... musi zanieczyszczać pokoje, chodząc tylko ze szczotką i śmiecie z kuchni przynosząc, zamiast zamieść jak się należy. A dla czego Róża nie przyjechała razem z tobą?... Pytam się o nią, chociaż to tępa głowa... od czasu jak ją mamy u siebie, niewiele się nauczyła a teraz już niczego się nie douczy. Przytem złośnica. Czy wiesz, że kiedyś chciała mnie koniecznie wyrzucić za drzwi?... Tak, powiadam ci, że naprawdę tak było!... Wyobraziła sobie najwidoczniej, że wszystko jej wolno i rozporządzała się nietylko domem, ale i nami... Aż śmiech porywa, gdy o tem wspomnę... Ale dla czego nie mówisz mi nic o dzieciach?... Dezyderya jest zapewne ciągle jeszcze u swej piastunki?... Pojedziemy ją odwiedzić i jeżeli będzie chciała, to ją zabierzemy z sobą do domu. Muszę także pojechac