Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/595

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaniedbując swój wygląd. Golisz się zbyt rzadko i niestarannie, włosów nigdy chyba nie czeszesz, bo wyglądają wprost wstrętnie... To niedobrze... tak nie można... to wywołuje bardzo niemiłe wrażenie. Niedalej jak wczoraj, pan Rastoil i pani Delangre mówiły, żeś się zmienił nie do poznania. Zastanów się nad tem, drogi proboszczu, bo dla tak drobnych i błahych rzeczy, niewarto narażać rozpoczynającego się twego powodzenia...
Zaczął się śmiać szyderczo i wyzywająco jak człowiek, który wszystko już posiadł i niczego od służalczego tłumu nie żąda. Wreszcie raczył odpowiedzieć:
— Pozostanę, jakim jestem, o niczyje względy troszczyć się nie potrzebuję...
I rzeczywiście troszczyć się nie potrzebował, bo Plassans ulegało mu we wszystkiem, chociaż przestał się myć i czesać. Despotyczna jego wola ugięła wszystkie karki, drżano przed surową jego twarzą o orłem spojrzeniu, chylono się przed siłą jego potężnej prawicy, wygrażającej przy lada oporze. Miasto struchlało, widząc jakiego nadało sobie pana. Korny strach kobiet umacniał jeszcze władzę tego księdza w podartej i spalenizną piekła trącącej sutanie. Względem penitentek stał się okrutnym, lecz żadna nie poważyła się opuścić jego konfesyonału, drżały, idąc ku niemu, lecz gorączkowo pragnęły drżeć przed nim i rozkoszowały się tchórzowstwem swojem.