Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/582

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy wiesz, że z naszą gospodynią coś krucho — powtarzała Olimpia za każdym powrotem męża. Byłam z nią w kościele, padła jak nieżywa i musiałam ją zbierać jak śmiecie z podłogi... A żebyś wiedział, co ona teraz wygaduje na Owida! Złości się na niego jak wściekła. Powiada, że on jest bez serca, że ją oszukał, obiecując różne pocieszenia, których nie dotrzymał. Wymyśla Pana Bogu, złorzeczy niebo, powiadam ci, że warto posłuchać! Tylko dewotka może takie bluźnierstwa wygadywać na religię. Możnaby myśleć, że Pan Bóg okradł ją z całego mienia, że jej nie wypłacił obiecanych pieniędzy... Wiesz co?... mnie się zdaje, że ona musi mieć wyrzuty sumienia, z powoda swego męża.
Trouche bawił się wybornie, słuchając tego rodzaju opowiadań żony.
— Tem lepiej, że ma wyrzuty sumienia — mówił. Jeżeli Mouret siedzi teraz pod kluczem z waryatami, to tylko z jej łaski. Na miejscu mojego szwagierka postępowałbym inaczej... dałbym jej pocieszenia, których pragnie, bo to jedyny sposób, by się stała potulną jak baranek. Ale on postępuje z nią jak ostatni głupiec. Może się to ile dla niego skończyć, zobaczysz... A gdy będzie z nim źle, ani myślę go ratować... nie zasługuje, byśmy o niego dbali. Toż będę się śmiał, jak sobie kark skręci!... Bo ona na wszystko jest gotowa... powiadam ci, że może z nim być źle... Ale sam sobie winien. Jak się jest barczystym chłopem jak on, niedoprowadza się kobiety do takiego stanu rozdrażnienia...