Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/511

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z szyderczym uśmiechem pan de Condanin. — Ostatecznie zdaniem doktora... nie ma zdrowego mózgu pomiędzy ludźmi... Wszystko, co dziś słyszałem w tej kwestyi, jest bardzo zajmujące, lecz niczego nie dowodzi.
Ksiądz Faujas nie brał udziału w rozmowie, chociaż przysłuchiwał się jej z wielką ciekawością. Lecz gdy nastąpiło chwilowe milczenie, zauważył, iż należy zmienić temat rozmowy, albowiem te opowiadania o chorobach umysłowych, czy innych — nie mogą być zajmującemi dla pań tutaj obecnych. Pomimo to, wszyscy tak dalece przejęli się nieszczęściem rodziny Mouret, ii rozmowa toczyła się dalej w tymże kierunku.
Mouret rzadko schodził do ogrodu. Zaledwie godzinę dziennie w nim przebywał zaraz po drugiem śniadaniu, podcza3 gdy państwo Faujas pozostawali w pokoju stołowym, przy czarnej kawie, wraz z Martą. Gdy tylko ukazał się w ogrodzie, państwo Rastoil z jedne, strony a przyjaciele podprefekta z drugiej — przyglądali mu się uważnie, śledząc każde jego poruszenie. Cokolwiekbądź wtedy uczynił, czy to spojrzał na zagony z jarzyną, czy też zatrzymał się przed jaką rośliną, komentowano natychmiast w sąsiednich ogrodach, tłomacząc wszystko na udowodnienie jego obłąkania. Jeden pan de Condamin silnie go bronił, obstając przy zdaniu, że nie widzi żadnej zmiany w usposobieniu pana Mouret. Atoli pewnego dnia ładna żonka rzekła do niego przy śniadaniu: