Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/506

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ni de Condamin, zwróciwszy się w stronę doktora Porquier.
Doktór z lekka kołysał głową przed daniem odpowiedzi, chciał bowiem uchodzić za bardzo dyskretnego, wreszcie szepnął:
— Są to sprawy bardzo drażliwe... Pani Mouret jest słabego zdrowia... co zaś do pana Mouret — trudno to określić...
— Widziałem dziś panią Rougon — przerwał pan Péqueur des Saulaies. — Jest niezmiernie zaniepokojona.
— Pani Rougon zawsze nienawidziła swego zięcia! — zawołał stanowczym głosem pan de Condamin. — Powiem tylko państwu, że temi dniami spotkałem pana Mouret w klubie i grałem z nim w pikietę. Otóż grał z całą przytomnością umysłu i wygrał partyę. Ręczę, że nie zaszła w nim żadna zmiana. Zacny ten człowiek nigdy nie był orłem, więc nie jest nim i dzisiaj... ale nie mamy powodu uważać go za waryata.
— Ja go bynajmniej nie nazwałem waryatem — bronił się doktór Péqueur, przypuszczając, że słowa nadzorcy wód i lasów były ku niemu zwrócone. — Wszakże nie sądzę, by go można pozostawiać bez ścisłego dozoru i opieki.
Słowa te wywarły wrażenie. Pan Rastoil mimowolnie zaczął patrzeć na wysokość muru, oddzielającego jego ogród od posiadłości państwa Mouret. Wszyscy zwrócili się ku doktorowi Porquier,