Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/405

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

starać o należyte wykrycie skandalów, odbywających się w kaplicy przy ochronce. Moja w tem rzecz... Ty, bo jesteś niezdolny do spraw tego rodzaju... Ale poczekaj... zobaczysz...
W dwa tygodnie później w sobotę, pani Paloque czatowała na wyjście dwóch swych sąsiadek. Gotowa do wyjścia, w kapeluszu, patrzała na drzwi domu państwa Mouret, ukrywszy się po za firanką. Gdy je ujrzała przez dziurę w muślinie, rozjaśniły się jej oczy a potwornie brzydka jej twarz jeszcze się stała szpetniejszą, skutkiem złośliwie zadowolnionego uśmiechu. Nie śpiesząc się, wyszła za niemi i ostrożnie stąpała po ostrym bruku zwolna, nakładając rękawiczki. Mijając pałacyk pani de Condamin przyszła jej ochota wejść tam i namówić ją do pójścia razem. Przystanęła, namyślając się, lecz ostatecznie ruszyła naprzód sama, lękając się odmowy z jej strony. Wreszcie lepiej nie mieć świadków, gdy się ma zamiar spełnić rzecz, mogącą nie zasługiwać na ogólne uznanie. Postanowiła poczekać jeszcze kwadrans i w tym celu poszła dalszą drogą ku ochronce.
— Przypuszczam, że teraz właśnie najstosowniejsza pora — pomyślała. — Dałam im czas dojścia do najcięższych grzechów...
To mówiąc, przyśpieszyła kroku. Pani Paloque często bywała w ochronce jako jedna z jej opiekunek, oraz jako doglądająca czynności biurowych pana Trouche. Dziś wszakże, zamiast iść do po-