Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wierzchowności Marty. Pożerający ją wewnętrzny ogień wyniszczał jej ciało, cerę miała bladą, oczy zapadłe i mocno podsiniałe. Zły stan jej zdrowia pogorszał się z dniem każdym. Ulegała szaleństwu ogarniającemu całą jej istotę. Twarz jej przybrała wyraz ekstazy a ręce drżały, wyciągając się nerwowo. Porywał ją coraz częściej suchy, straszliwy kaszel, wstrząsający nią od stóp do głów a pomimo to nie skarżyła się, zdając się nawet nie spostrzegać swego stanu grożącego chorobą. Ksiądz Faujas, widząc to wszystko, stawał się dla niej coraz surowszym, odpychał tę wielką miłość ścielącą mu się pod stopy i pod pozorem troskliwości o jej zdrowie, zabronił jej uczęszczania do kościoła św. Saturnina.
— W katedrze jest zimno i wilgotno — mówił jej — a pani teraz kaszle. Nie chcę, aby zdrowie pani się pogorszało.
Bolejąc nad tym zakazem, Marta zapewniała, że czuje się zupełnie zdrową a jeżeli trochę kaszle, to pochodzi z chwilowej chrypki i lekkiego zapalenia gardła. Wreszcie ulegając jego woli, poddała się i przyrzekła, że nie będzie chodziła na mszę do kościoła św. Saturnina, a równocześnie wzmagała żarliwość swych modłów, ofiarując się odbyć tę pokutę jako skruchę za grzechy. Zdawało się jej, że zamknięto przed nią podwoje raju. Zalewała się łzami, uważała się za wyklętą, życie traciło dla niej urok i wszelkie znaczenie. W piątki, nie mogąc się opanować, biegła do kościoła, przekra-