Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mer znów spojrzał na dozorcę wód i lasów, ruszył nawet ramionami i, zbliżywszy twarz do pięknie nastawionych wąsów pana Péqueur de Saulaies, spytał go z odcieniem politowania:
— Słuchaj... wszak chcesz zostać prefektem?...
Podprefekt się uśmiechnął i wyprostował na krześle, mer zaś dokończył po chwili:
— A zatem idź co żywo do księdza Faujas, który tam stoi, patrząc na grających w wolanta, i szczerze, najserdeczniej uściśnij mu rękę aa powitanie a potem skieruj tak rozmowę, byś go mógł zaprosić do siebie.
Pan Péqueur des Saulaies patrzał z osłupieniem ca mówiącego, nie rozumiejąc. Zwrócił potem oczy na pana de Condamin i spytał go z niepokojem:
— Czyż ty także jesteś tego zdania?
— Najzupełniej. Radzę ci, idź i podaj rękę księdzu Faujas — odpowiedział nadzorca wód i lasów.
Po chwili zaś dodał z pewnym cynizmem:
— Wreszcie zasięgnij rady mojej żony, do której masz nieograniczone zaufanie.
Pani de Condamin właśnie zbliżała się ku tym panom, wykwintnie ubrana w suknię szaro-różową z Paryża. Powiedziano jej, o co idzie.
— Nie masz pan racyi zaniedbywania się w obowiązkach religijnych — rzekła z przymileniem do podprefekta. — Już niejednokrotnie mówiłam panu o tem. Zaledwie od czasu do czasu można pana dostrzedz w kościele i to jedynie w dni świątecz-