Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

było mnie uprzedzić o wizycie pana sędziego pokoju, byłabym kurz starła w salonie.
Roztworzyła okiennice i wyszła, zamykając drzwi, by panowie mogli rozmawiać swobodnie. Właśnie w tejże chwili zawołał ją Mouret do stołowego pokoju.
— Bardzo mi się podoba twoje rozporządzanie się naszem mieszkaniem — rzekł do służącej. — Wieczorem gotowaś oddać mój obiad swojemu proboszczowi a jeżeli myślisz, że mam wygodniejsze od niego łóżko, to mu je zanieś do sypialni i zamiast mnie ułóż go pod kołdrą... Wszak tak będzie najlepiej, co?...
Róża zamieniła spojrzenie z Martą, pracującą nad łataniem dziurawej bielizny, wreszcie ruszywszy ramionami, rzekła pogardliwie:
— Każdy zna pańską uczynność... umierający nie dostałby szklanki wody od pana...
Odeszła do kuchni a Marta szyła dalej, nie podnosząc głowy od rozpoczętej roboty. Od kilku dni gorączkowo zajmowała się domem, chcąc się zabrać jak najprędzej do haftowania obrusa na ołtarz w kościele św. Saturnina. Panie składające komitet ochronki pod wezwaniem Przenajświętszej Panny, umówiły się pomiędzy sobą, by złożyć w darze nowemu proboszczowi całość przyborów na wielki ołtarz. Panie Rastoil i Delangre dawały świeczniki a pani de Condamin miała zamiar sprowadzić z Paryża srebrny krzyż prawdziwego wyrobu.