Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie. Po sześdziesięciu latach życia bez skazy, przykro jest słuchać podobnych wyrzutów.
Gorzko narzekając, opowiadał o trudności wychowania chłopca tak niesfornego jak Wilhelm. Wyliczał poświęcenia, czynione już niejednokrotnie, w celu ustatkowania syna, który może się stać przyczyną ruiny całej rodziny... Doktór lękał się, że wybryki synka mogą mu poderwać klientelę. Ksiądz Faujas słuchał uważnie słów doktora, wreszcie rzekł z przejęciem:
— Pragnąłbym gorąco położyć kres zmartwieniu pańskiemu. Rozporządzaj pan moją osobą. Jestem gotów pójść do pana Maffre, by wytłomaczyć, że niesłusznie uniósł się gniewem wobec pana... Jego oburzenie jest łatwe do wytłomaczenia, wszakże nie należy go wywierać na postronnych. Pan Maffre jest w sąsiednim ogrodzie, umówię się z nim zaraz o godzinę moich odwiedzin.
Przeszedł wzdłuż idącą aleję i, stanąwszy po nad ogrodem państwa Rastoil, wyjawił swe życzenie panu Maffre. Ale ten oświadczył, że sam przyjdzie do mieszkania księdza Faujas, szczęśliwym będąc ze sposobności nastręczającej mu okazyę złożenia uszanowania zacnemu proboszczowi.
Skłoniwszy się, chciał odejść, gdy zatrzymała go pani Rastoil słowami:
— Kazaniem wygłoszonem w niedzielę, byłam zachwycona! Niechajże mi będzie wolno wypowiedzieć to szanownemu naszemu proboszczowi.