Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

były inne... byliśmy bowiem wtedy w przededniu cesarstwa... i zapewnić pana mogę, że w roku 1851 niebardzo było wesoło w prowincyonalnych miasteczkach. Co zaś do Plassans, to było tutaj gorzej niż gdzieindziej. Potrwożeni mieszkańcy wprost truchleli na widok żandarma... Lecz powoli zaczęto się przyzwyczajać do nowego stanu rzeczy i życie popłynęło normalniej. Ja także oswoiłem się z nową dla mnie okolicą, pogodziłem się z losem i oddawna przestałem narzekać. Rodzaj moich zajęć wymaga, bym siedział wciąż na koniu, odbywam więc dalekie wycieczki, co sprawia mi pewną przyjemność a przytem poznajomiłem się z mnóstwem ludzi, z pomiędzy których wybrałem kółko osób sympatycznych i pozostają z nimi nieledwie w codziennych stosunkach... Tak tak, jest to grono ludzi, z którymi żyć można...
Pan Condamin zbliżył nieco swe krzesło do fotelu księdza Faujas i ciągnął dalej zniżonym głosem, jakby zwierzając się tajemnie:
— Radzę panu wszakże być ostrożnym... bardzo ostrożnym, by nie popaść w jaką kabałę... ja mogę powiedzieć, że cudem zdołałem się wywinąć z przeróżnych zasadzek... Plassans dzieli się na trzy zupełnie odrębne dzielnice... stare miasto, zamieszkane przez najuboższą ludność, nowe miasto, wznoszące się dopiero obecnie w pobliżu podprefektury i jedyne możliwe dla człowieka, chcącego żyć w wygodzie i dobrych stosunkach towarzyskich z sąsiadami, wreszcie dzielnica Saint-Marc,