Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/712

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jej zdobyczy, stała się niezwykle rozmowną i wydobywając coraz to nowe paczki, mówiła: Widzi pani, wszystkie te akcye kupiłam za dwieście pięćdziesiąt franków. Wypadają one przecięciowo po pięć centymów, bo ogółem mam ich tutaj z pięć tysięcy sztuk. A co! dałam po pięć centymów za akcye, które niegdyś były notowane trzy tysiące franków! Teraz nie wiele one więcej warte niż stary papier kupowany na funty... A przecież dla nas akcye te mają większą wartość, sprzedamy je co najmniej po pół franka, bo są one poszukiwane przez tych wszystkich, którym grozi upadłość. Nic dziwnego, papiery, które stały tak świetnie, jeszcze przez jakiś czas będą miały dobrą opinię i można coś na nich zarobić. Ot naprzykład, wyglądają one doskonale w pasywach jakiejś masy, bo to zawsze jest bardzo dystyngowana rzecz paść ofiarą tak poważnej katastrofy... Bądź co bądź, doskonale mi się udało; przypadkiem wygrzebałam kryjówkę, w której ten towar spoczywał po ostatniej bitwie... leżały one w ogólnym dole takich odpadków i jakiś głupiec sprzedał mi je za bezcen. Pewnie pani się domyślasz, jak łapczywie rzuciłam się na nie! Oho! nie bawiłam się nad tem długo!.. nic się nie zmarnowało!... pozbierałam wszystkie akcye co do jednej!
Méchainowa wykrzykiwała z radością podobną do dzikiego ptaka drapieżnego, spuszczającego się na pole bitw finansowych. Otyła jej postać