Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/643

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czynały, co dzień ogłaszano inne jakieś bankructwa. Co dzień to nowe banki z trzaskiem padały w gruzy, podobne murom pozostałym na pogorzelisku. Wszyscy oniemieli z przerażenia, przysłuchiwali się łoskotowi upadających gmachów, zadając sobie pytanie, kiedy nadejdzie kres klęsk tylu. Zastanawiając się nad tem, pani Karolina nie ubolewała nad losem bankierów, stowarzyszeń, ani też ludzi, którzy do sfer finansowych należąc, zostali porwani tym huraganem; serce jej największem pałało współczuciem dla wielu biedaków, akcyonaryuszów a nawet spekulantów, których znała a którzy znajdowali się w liczbie ofiar. Rozglądając się po pobojowisku, szukała wzrokiem twarzy znajomych. A oprócz nieszczęśliwego Dejoie, oprócz niedołężnych i we łzach teraz tonących małżonków Maugendre, oprócz zrozpaczonych godnych litości pań de Beauvilliers — inny jeszcze dramat wzruszał ją głęboko a mianowicie ogłoszone właśnie dnia poprzedniego bankructwo fabrykanta wyrobów jedwabnych Sédille’a. Był to człowiek, którego uważała za najuczciwszego w świecie; widząc go przy pracy jako administratora, mawiała nieraz, że jest to jedyny z członków zarządu, któremu z zupełnem zaufaniem powierzyłaby pieniądze... Jakże okropne następstwa pociąga za sobą namiętność gry na giełdzie!... Człowiek; który przez lat trzydzieści sumienną i uczciwą pracą pozyskał imię jednego z najszanowniejszych prze-