Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/498

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uzyskać przebaczenie za dawne winy, wszedł znowu w służbę wielkiego męża stanu, załatwiał — jak dawniej — mnóstwo drobnych interesów, godząc się pokornie na to, że niejednokrotnie usłyszyć może obelżywe słowo a nawet zostać za drzwi wyrzuconym.
— Judasz! — powtórzył Huret z fałszywym uśmiechem, ukazującym się tak często na prostastaczej jego twarzy — Judasz! W każdym razie jestem poczciwym Judaszem, bo przychodzę ostrzedz mistrza, którego zdradziłem.
Saccard zdawał się tego nie słyszeć, ale chcąc jak najrychlej wygłosić swój tryumf, krzyknął z radością:
— A co! wczoraj dwa tysiące pięćset dwadzieścia a dziś dwa tysiące pięćset dwadzieścia pięć...
— Wiem o tem — przerwał Huret — przed chwilą właśnie sam sprzedałem.
Usłyszawszy to, Saccard nie był zdolnym ukrywać nadal gniewu pod maską śmiechu i żarcików.
— Jakto? sprzedałeś pan? — zawołał, trzęsąc się z oburzenia. — A! to rzecz niesłychana!... Porzuciłeś mnie pan dla Rougona a teraz znowu łączysz się przeciwko mnie z Gundermannem!
Deputowany spoglądał na niego z osłupieniem.
— Dlaczegóż miałbym łączyć się z Gundermannem? Ja dbam tylko o własną kieszeń i basta!.. Znasz mnie pan, nie lecę nigdy na złamanie karku, nie jestem tak chciwym i wolę realizować jak najprędzej, jeżeli na tem dobrze zaro-