Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/424

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach, mamo! — bezwiednie prawie z glębokiem westchnieniem szepnęła Alicya.
Kapitał miliona franków! Możnaby zatem oswobodzić z długów hypotecznych pałacyk przy ulicy S. Lazare i oczyścić go z brudów nędzy! Możnaby prowadzić dom na odpowiedniej stopie i pozbyć się wreszcie tego dręczącego jak zmora przeświadczenia, że trzymając powóz i konie, trzeba się nieraz obywać bez kawałka suchego chleba!... Dzięki pokaźnemu posagowi, hrabianka mogłaby wreszcie mieć męża i dzieci, mogłaby zaznać tej pociechy, jaka przystępną bywa dla pierwszej lepszej żebraczki ulicznej!... Młody hrabia, którego klimat Rzymu wpędza do grobu, posiadłszy odpowiednie stanowisku swemu fundusze, mógłby żyć wygodnie i doczekać się chwili stosownej do służenia wielkiej sprawie, która tymczasem tak mało dawała zajęcia!... Hrabina wreszcie, żyjąc stosownie do swego urodzenia i wychowania, mogłaby regularnie opłacać służbę, nie potrzebowałaby odmawiać sobie wszystkiego i skazywać się na post przez cały tydzień, aby dodać jedną więcej potrawę do wtorkowych obiadów!... Rozkoszna ta perspektywa wprawiała ją w zachwyt... suma miliona franków wydawała jej się jedynem zbawieniem, spełnieniem najgorętszych pragnień.
Zapomniawszy o chwilowem wahaniu, zwróciła się do córki, pragnąc usłyszeć potwierdzenie swych zamysłów.